Budze
sie o 6:30, Klarcik juz zwarta i gotowa. Rozgladam sie - pusto, cicho.
Biore Klarcika i kieruje swe kroki wprost do lazienki. Zastaje tam
malza.
Ja, na wpol spiaco:miales Nine budzic rano, zeby do mnie
przyszla gdyby nie wstala w nocy, znow bedzie plakac ze sie nie
pozegnala
B: no pfesiesz ofuciuem - rzecze ze szczoteczką do zębów w paszczy
Ja: no co Ty mówisz - rzucam i ide do jej pokoju... zonk.. pusto... nie wierze
Wchodze z powrotem do sypialni, nic nie widze. Obchodze lozko, szukam
czlowieka metr szesnascie, obled! Patrze, a w rogu lozka lezy cos
zwiniete w klebek, pod koldra... i patrzy na mnie trzezwym wzrokiem. I
zaciesza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz